Tam gdzie wiatr hula czyli Iona Beach Regional Park

Iona Beach odkrylismy chwile temu. Wietrznie bylo wtedy i troche padalo, ale slonce tez chwilami swiecilo – takie w marcu jak w garncu. Teraz spacer na Iona bylby jeszcze bardziej przyjemny. bo wiosna u nas pozytywnie wariuje. W tym tygodniu maja pasc rekordowe temperatury plusowe i mnie to cieszy bardzo, bo lubie jak slonce sie panoszy na calego a niebo szpanuje - cale w blekicie. Ponoc to wlasnie w tej okolicy mozna obserwowac najbardziej spektakularne zachody slonca. Gory tez widac, choc czasem totalnie ukrywaja sie szarawej mgle badz w pierzynie chmurnej.

Na Iona Beach mozna przejsc sie dosc dluga trasa w glab morza i zrobic inna nieprzewidywalnie fascynujaca, niezbyt oznaczona trase wzdluz brzegu. Takie niby molo, ciagnie sie 4km w glab wody. Na koncu szlaku znajduje sie metalowa drabinka po ktorej mozna sie wspiac, zlapac wiatr we wlosy i sprobowac siegnac wzrokiem gdzie wzrok nie siega. Gdzies tam po horyzont, bo tam juz tylko woda i woda. 

Miejsce usytuowane jest blisko lotniska i na wyciagniecie reki paraduja na tle nieba sylwetki ciezkich maszyn. Ne przeszkadza to zupelnie ptakom, ktore spokojnie zlatuja sie w ogromnych stadach. Iona Beach jest mekka dla tysiecy ptakow migrujacych. Fascynujace sa w swej konsekwentnie realizowanej organizacji, wdzieku i niezwyklej gracji. Poruszaja sie niczym zamyslone baletnice zauroczone gra swiatla, wody i piasku. Pieknie… Zdecydowanie na liscie z serii ulubione. I na dodatek tylko 15-20 minut od domu. Do pracy mam dalej. Zaczelam w nowym departamencie na Surrey, gdzie dzisiaj odnotowano kolejna, juz 30 w tym roku strzelanine. Nerwowy swiat sie zrobil. Ktos kogos wnerwi - nie dyskutuje po prostu strzela. Nie znam sie - wiem tyle co z gazet. Do pracy jednak do Surrey jezdze. Atmosfera mila, praca niefrustrujaca. Dostalam nawet grzejnik cobym mogla sobie stopki podcieplac w razie gdyby organizm wpadl w lekkie wychlodzenie. Skorzystalam a jakze. Grzejniczek wlaczylam, stopy przytknelam - rewelacja. 

Dojazd do pracy mam dosc wymagajacy; autobus, pociag, autobus - niby ciagle lokalnie, ale jednak kawalek. Mam czas na lektury. Bonde kolejna pochlaniam. Zaczytuje sie losach pogmatwanych i zwykle nieszczesliwych. Wpadlam dzisiaj w Mayera i w prokurator Rudy, skoncentrowalam sie na tych relacjach zawiklanych i do domu zmierzalam we wspomnianym rytmie autobus, pociag, autobus. Spojrzalam na buty, a raczej bose stopy kobiety w pociagu i przypomnialo mi sie nagle, ze grzejniczek w pracy zostawilam w pozycji ON. I w tym momencie widzialam juz firme w ogniu. NIE bylo wyjscia trzeba bylo wracac. Na szczescie ksiazka sie rozkrecala niczym kola rozpedzonnego w szale pociagu. Grzejniczek wylaczylam i udalam sie ponownie moja ulubiona trasa w kierunku domu. Na jutro ustawilam przypominajke w telefonie, duzymi literami wpisalam - moze sie uda. Dobranoc.













Komentarze