Przeprowadzka



"...Settling into a new country is like getting used to a pair of shoes. At first they pinch a little, but you like the way they look, so you carry on. The longer you have them, the more comfortable they become. Until one day without realizing it you reach a glorious plateau. Wearing those shoes is like wearing no shoes at all. The more scuffed they get, the more you love them and the more you can't imagine the life without them." Tahir Shah In Arabian Nights

Niektorzy ludzie lubia sie przeprowadzac czesciej niz inni. Niektorzy nie przeniesliby sie nigdzie, bo lubia swoj dom, ogrodek, miasto i przyzwyczajeni sa do tego co maja. Jest im dobrze w znajomych katach i nie widza sensu zmiany. Inni podrozuja, przemieszczaja sie, a po chwili dluzszej czy krotszej wracaja do miejsca, ktore nazywaja swoim domem. Inni jeszcze dochodza do momentu w ktorym krok naprzod jest niezbedny i przeprowadzke traktuja jak naturalna kolej rzeczy. Nasze przeprowadzki sa zwykle przemyslane a podjete decyzje dokladnie przeanalizowane. Najwazniejsze zeby miec pomysl, plan A i plan B. Z perspektywy czasu wydaje mi sie, ze dobrze miec rowniez plan C. Zalozyc rowniez trzeba zdarzenia spontaniczne, niezaplanowane i chaos, ktory czesto wkrada sie znienacka, zupelnie nieproszony. 

Tym razem zdarzyla nam sie przeprowadzka, zupelnie w innym stylu, bo w obrebie tego samego kraju. Z prerii bezkresnych ruszylismy w kierunku oceanu i gor niesamowitych - Vancouver. Zebralismy swoje zabawki, zapakowalismy w pudelka i z swiadomoscia radosnego dziecka, ktore odkrylo, ze umie chodzic ruszylismy w nieznane. Oczyscilismy terytorium, zatarlismy sciezki i pojechalismy z nadzieja, ze przeciez zawsze jakos to bedzie. Oczywiscie niepokoj , a czasem nawet przeogromny strach pojawial znikad. Wiadomo przeciez, ze strachy maja to do siebie, ze czaja sie w ukryciu i atakuja znienacka i w zupelnie nieoczekiwanym momencie. Ale ... co tam? Nie takie strachy koszmarne jak je maluja. 

Nasze nowe miasto zachwyca mnie nieustannie. Vancouver wypelnia trucht wielu nog. To ogromna aglomeracja, gdzie kazdy gdzies sie spieszy i podbiega. Autobusy i tramwaje, pociagi i auta zmierzaja do jakiegos punktu, po czym zmieniaja szybko kierunek i bez namyslu jada juz  w zupelnie inne miejsca. Przy tym zielono i drzewnie. Po pustej prerii to wlasnie drzewa robia na mnie najwieksze wrazenie... i skaczace po nich wiewiorki. Stad  juz calkiem blisko do miejsc zaczarowanych. Wystarczy czasem chwila zeby przeniesc sie w niesamowicie bajkowe krajobrazy, wodospady szumiace, majestatyczne gory i ocean bezkresny. 

Albo taka sciezka nad rzeka. Niezwykle interesujace miejsce i moje nieustanne zrodlo fascynacji. Niby zwykla spacerowa sciezka, a tyle sie dzieje wokol. Lubie obserwowac wielkie klode drzewne, ktore wlasnie woda sa przepychane z miejsca w miejsce. Latem mozna zbierac jezyny. Mozna tez usiasc na jednym z drewnianych pomostow i zorganizowac  piknik z prawdziwego zdarzenia. Albo po prostu usiasc i nie robic nic, pozwalajac sobie na czysta przyjemnosc siedzenia. 

Nad rzeka zdarzaja sie niesamowite zachody slonca. Najbardziej lubie te, gdy kolory rozplaszczaja sie nad horyzontem i walcza z chmurami o prym w kompozycji. Slonce jakby rozbawione cala sytuacja rozswietla  sie bardziej, badz dla odmiany,  obrazone naciaga czarna chmure. Kolory zadziwiaja - cieply pomaranczowy, przeplata sie  z  zoltawym, rozowy wspolgra  z intensywnie czerwonym badz zaskakujacym intensywnoscia burgundowym. Zawiesic sie mozna bez granic.

Kiedy Vancouver bedziemy mogli nazwac domem? I czy w ogole bedziemy? Pewne rzeczy po prostu przychodza z czasem.








Komentarze

  1. No nareszcie dojrzeliscie do cywilizacji ;-)). Wydaje sie ze miasto tak samo piekne jak Melbourne, gdzie przyroda miesza sie z technologia. Gory macie oszalamiajace, jednak. Powodzenia i dobrej aklimatyzacji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzieki Marcin. No tak wlasnie czas na kolejny poziom zaawansowania w naszej kanadyjskiej przygodzie. Bedzie sie dzialo :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Powodzenia:) Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Życzę Wam powodzenia w walce z szalonym rynkiem nieruchomości w mieście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha,ha walki nawet sie nie podejmujemy. Na szczescie zawsze sa inne mozliwosci. A podoba nam sie bardzo, choc mam wrazenie ze lekki szok kulturowy nas dopadl.

      Usuń
    2. A to ciekawe. Dlaczego ten szok kulturowy?
      Walka z tego co czytam jest też jak się wynajmuje, bo na kupno już powoli mało kogo w Vancouver stać. Mój znajomy się wyniósł kilka godzin na północ, gdzie domy można kupić bardzo tanio... ale oczywiście rynek pracy mały.

      Usuń
  4. Nam udalo sie wynajac bardzo szybko i w bardzo ladnej okolicy. Chyba mielismy duzo szczescia. Po pustych preriach musielismy sie ponownie wdrozyc w swiat huczacego miasta, co jest z jednej strony wyzwaniem a z drugiej czyms za czym bardzo tesknilismy, Tutaj rynek pracy jest, hmmm dynamiczny, bardziej liberalny. Trzeba sie wykazac elastycznoscia i isc na ustepstwa. W niektorych dziedzinach pracy jest mnostwo, w innych mniej. Jak wszedzie. Kultura wielkiego Vancouver przesaczona jest wplywamy azjatyckimi czego niegdzie, az w takiej ilosci nie widzialam. Ciesza mnie niekonczace mozliwosci, a radosc poznawania jest ogromna. Posiadanie domu moze i jest przyjemne, ale nie za wszelka cena. Z reszta chyba juz kiedys po drodze minelismy ta okazje, a teraz po prostu juz nie jest to dla nas priorytetem.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz