A na preriach wiatr dmie

Na prerie powrocily ptaki i to w ilosciach znaczacych. Awanturuja sie pod oknami, pelno ich wszedzie. Zagladaja w kazda dziure i urzadzaja wyscigi: kto szybciej, kto wyzej i kto glosniej. Jest cos niezwyklego w tym, ze co roku ciagnie je w te same okolice i niewazne jak dluga droge musza pokonac  instykt prowadzi je tam gdzie trzeba. Spedzaja zime w cieplych krajach niby stesknieni slonca emeryci i zawsze wracaja  by znowu rozpoczac zwyczajny cykl  zycia. Najwiecej gesiowatych, ale sa tez  sliczne rudziki, czarne kruki, wroble, ktore juz  od dawna buszuja w okolicy, ptactwo na krotkich nozkach i to wysokie co smiesznie drepcze przemieszczajac sie z miejca w miejsce. Halasliwa  skrzydlata spolecznosc wprowadza pozytywne zamieszanie. A to ich cwierkanie, gwizdanie i szczebiotanie jak nic innego buduje moj wiosenny nastroj.

Nie wspominalam…ale wiosna przybyla . Kaprysna, ale …jest. Dni sa dluzsze, cieplejsze. Ba...nawet bardzo cieple sie juz zdarzaja. Pojawily sie juz muchy. Widzielismy tez komary i kleszcza. Budza sie potwory ze snu. Mnozyc sie beda skutecznie by w pewnym upalnym momencie zaatakowac z ukrycia.  Co ciekawe drzewa nadal gole. Lisci brak i szaro jest szaroscia banalna. Wiatr czasem pojawia sie znienacka i jak to na preriach dmie bez opamietania. Skad tutaj, tak nagle sie pojawia? Nie wiem, jakos znikad.  Miota kurzem w te i wewte. Wywraca koziolki. Na preriach wiosenno-letni  wiatr wpycha kurz w oczodoly, zrywa czapki z glow i wyrywa z rak drzwi samochodowe. Ja mam wrazenie, ze nawet mysli przesuwa w  mozgu. Tak sobie poczyna wlasnie wiatr na preriach.  I nikt nie ma na to wplywu, bo wieje i tyle. Opowiadal mi kiedys ktos , ze w Meksyku, w rejonach niemal graniczacych z Texasem zdarzaja sie mini tornada, Takie male krecace stozki, z ktorymi bawia sie dzieciaki. A to probuja wskoczyc do srodka, a to wrzucaja niefrasobliwe male przedmioty, ktore po chwili wyrzucane sa na zewnatrz mini cyklonu. Niepojete, a jednak dla kogos kto wychowal sie w tamtych rejonach zabawy z malymi cyklonami sa tak samo normalne jak dla mnie wypady nad Barycz i skoki z barycznej tamy. Oczywiscie z niskiego poziomu, bo nigdy nie odwazylam sie skoczyc z samej gory.

Niedawno mialam okazje uczestniczyc w wykladzie profesora z Uniwersytetu z Winnipeg. Urodzony mowca, naukowiec a przy tym niezwykle uzdolniony gawedziarz probowal wyjasnic pojecie KULTURY i jak bardzo postrzeganie naszego swiata uzaleznione jest od wychowania, srodowiska, rodziny i doswiadczen zyciowych. Wyklad skierowany byl do Kanadyjczykow i oparty na doswiadczeniach wlasnych profesora, a takze badan kanadyjskich i amerykanskich naukowcow.

Niektore nasze doswiadczenia sie pokrywaja - tez mialam magnetofon na kasety i tez dlugopisem potrafilam nakrecic tasme w przypadku kiedy sie wkrecila sie w zaczarowane ustrojstwo.. Gumy Donaldowe  lubilam i jakims cudem czasem je mialam. Michael Jackson nie byl moim idolem, ale doskonale pamietam jak krecil biala rekawiczka. Rozpoznaje tez kosmite Alfa, choc wcale nie sledzilam jego losow na ziemskim padole. Na tym koncza sie prawdopodobnie podobienstwa. Ktos kto wychowal sie w polnocnej czesci Winnipeg, w mocno zimowej Manitobie nie moze znalezc wspolnego mianownika z kims wychowanym w poludniowo-zachodnim miasteczku w Polsce. Swiadomosc kulturowa, jezykowa a takze historyczna jest odlegla co nie znaczy, ze nie jestesmy  w stanie wierzyc w te same idealy czy prawdy. Swiatopoglad bowiem to nie tylko to czym skorupka za mlodu nasiakla, to takze doswiadczenia i emocje z ktorymi przyszlo nam sie mierzyc w trakcie naszego zycia. Kultura  jest pojeciem wieloznaczym i wiem, ze wielu ludziom mimo, ze machali glowami potwierdzajac formulowane tezy nie do konca to pojecie kojarzy  z czyms czym kojarzyc sie powinno. My i oni...my i ci inni...my i ta reszta. Nie koniecznie to co niezrozumiale jest glupie i niekoniecznie kazdy musi podzielac nasz punkt widzenia. Co wiecej niekoniecznie my musimy narzucac komus nasze standardy i formy myslenia.  Taki professor z Winnipeg na przyklad nigdy nie doswiadczyl zycia na emigracji.  On zawsze byl u siebie a multikulturowosc  poznawal od tych co przybyli. Jego babcia byla imigrantka, ale on juz nie. Profesor  rozne kultury  zawsze bedzie odbieral inaczej. Nie gorzej ani nie lepiej, po prostu inaczej.

Manitoba jest wielokuturowa jest tez wielonarodowosciowa, ale ta roznorodnosc latwiej zauwazyc w wiekszej aglomeracji,  W miescie ten konglomerat kulturowy ma zdecydowanie duzo bardziej interesujacy wymiar. W Winnipeg widzialam chyba najwiecej par mieszanych. Ludzi fascynuje odmiennosc i niezwyklosc. Nie wszystkich jednak i nie zawsze. Sa i tacy, ktorych innosc drazni i denerwuje. Kazdy ma prawo do swoich lubie i nie lubie, byle to nie lubie nie zamykalo horyzontow.
W Manitobie istnieja tez grupy ludzi samowystarczalne i malo otwarte na inne kultury. W takich osadach a w zasadzie komunach spolecznosciowych zyja ludzie podporzadkowani czesto religii i narzuconym malo zrozumialym przeze mnie regulom. We wspolczesnym swiecie, gdzies tam posrodku nigdzie zyja dzieci jakby wyciete z jakiegos odcinka Malego domku na prerii. Chlopcy w spodniach na szelkach porzadkuja podworko a dziewczynki w szytych na miare spodnicach do kostek czy sukienkach z bufiastymi rekawkami wychowuja pojawiajace sie co roku nowe rodzenstwo. Odseparowani, rzadko sie integruja z innymi - nie potrzebuja, bo maja swoj maly, wykreowany przez nich samych, specyficzny raj na ziemi.

Nie oceniam, ale nie zawsze rozumiem bo za tym odizolowaniem idzie brak wyboru, a tym samym szereg ograniczen. Z czasem swiadmosc buduje mur za murem, ktore z czasem trudno pokonac. Byc moze jednak to co dla mnie jest ograniczeniem dla kogos wychowanym w osadzie X jest forma wyboru. A moze tylko przyzwoleniem na taki a nie inny ograniczony wybor.  Punkt widzenia zalezy od perspektywy, a ta jest zmienna jak pogoda wczesna wiosna w kanadyjskiej Manitobie.




















Komentarze