Pani Ważka

autor: M.
Pani Wazka powloczystym spojrzeniem omiotla otaczajacy ja krajobraz. Drzewa intensywnie zmienialy swe kolory. Liscie nie mogly sie do konca zdecydowac jaka barwe przybrac: czerwona, brazowa, zolta a moze zlota. Kolysaly sie lekko na wietrze, popisujac jeden przed drugim i chelpiac zmieniajacym sie kazdego dnia wizerunkiem. Ladnie bylo, trzeba przyznac, ale ta mozaika kolorow I inne idace za tym zmiany oznaczac mogly tylko jedno. Jesien przyszla i nie bylo na to rady.Pani Wazka wcale tym faktem nie byla zachwycona. Skrzydla jej marzly i nie lsnily juz tak pieknie jak w lipcowym sloncu. Pani Wazka miala jednak plan. Zamierzala w ciagu paru dni zamknac swoj sklep i udac sie na zasluzony urlop do przyjaciolki w dalekim cieplym kraju. Pani Wazka kochala las i przylesna polane. To byl jej dom, ale nie mogla zniesc, pojawiajacych sie znienacka zimnych i oszronionych porankow. Teraz kiedy byla starsza nie tolerowala ich nawet bardziej. Pani Wazka uwielbiala swoj sklep i roznorodnych sklepowych klientow. Najwieksza przyjemnosc sprawialy jej spotkania z Szalona Mrowa uwielbiajaca bezkompromisowe, dzikie pomysly, zabawna i wiecznie rozesmiana Biedrona, marudzacym Chrzaszczem Burmuchem i niebiansko piekna panna Motyl. Dziewczyny latwo bylo lubic, zawsze wprowadzaly zament i tryskaly pomyslami. Kontakty z Chrzaszczem mialy jednak szczegolny charakter, przede wszystkim dlatego, ze Chrzaszcz byl niezwykle silnym indywidualista, wzbudzajacym mieszane uczucia i kontrowersje w dosc spokojnej przeciez lesnej i lakowej okolicy . Nikomu nie pozwalal sie do siebie zblizyc, dobitnie zniechecajac wszystkich swoim marudzeniem i gderaniem. Wszystkich oprocz Pani Wazki, bo Pani Wazka byla bowiem niewatpliwie pod urokiem gderliwego Chrzaszcza.

Pan Chrzaszcz nie byl przystojniakiem, nie byl jednak najbrzydszym przedstawicielem swojego gatunku. Czulka lekko opadaly mu na oczy, wasy szarawe, miejscami nieco srebrzyste dodawaly mu powagi, ale i uroku. Glos mial za to czarujacy, gleboki i aksamitny – jak sam uwazal, idealny do marudzenia. Chrzaszcz Burmuch wiedzial wiele na temat lasu i drzew, interesowal sie astronomia i podczas bezchmurnych nocy byl w stanie nazwac wszystkie gwiazdy i nawet najdziwniejsze gwiazdozbiory. Opowiadal tez niesamowite historie, bo byl niewatpliwie Chrzaszczem obytym i swiat wielki widzial. Pani Wazka czesto zapraszala Chrzaszcza do swojego ogrodu. Piekla wtedy babke cynamonowa I robila wysmienita mrozona kawe z gora bitej smietany. Mogli wtedy tak siedziec i gawedzic…Mrowa sie nawet sie smiala, ze sa jak stare dobre malzenstwo, ale co tam Mrowa mogla o tych sprawch wiedziec. Pani Wazka i Chrzaszcz Burmuch byli raczej jaka rozgadana para nastolatkow, ktora nie mogla napatrzec sie sobie w oczy. Siedzieli tak po nocach, pili mrozona kawe, wcinali cynamonowe babki, na temat ktorych Pani Wazka popelniala roznorakie wariacje i wszystko by trwalo nadal, nieprzerwanie i radosne gdyby nie ta jesien, co zaskoczyla ich niespodziewanie.

Poniedzialkowym popoludniem, niemal tuz przed zamknieciem do sklepu zajrzala urocza panna Motyl. W zachodzacym sloncu wygladala zjawiskowo. Ulotnie zwiewna jak zawsze roztaczala swoj niepowtarzalny urok. Z niezwykla gracja podbiegla do Pani Wazki , uscisnela ja serdecznie:
- Pani Wazko chodza plotki po lesie, ze Pani wyjezdza? Alez bedzie nam tu smutno bez Pani. A co ze sklepem? Gdzie ja teraz bede kupowac karmelowe krople, wino z dzikiej rozy i koktajle ze swiezej rosy?
- Kochana musze...za sloncem podaze. W tamtym kierunku...- I tu wykonala wielki zamach swoim czulkiem wskazujac nieokreslona sloneczna przyszlosc.
- A co z Chrzaszczem Burmuchem? Pani Wazko, alez on bedzie tesknil.

Pani Wazka zamyslila sie na moment. Jasne myslala o Chrzaszczu i o tym , ze ciezko bedzie sie rozstac. Wiedziala jednak, ze Burmuch nie zostawi lisciwego domu pod debem. Tam byla jego przystan, jego bezpieczny dom. Tam wlasnie ukrywal sie, gdy byl w mrukliwym nastroju. Gramolil sie wtedy pod nawiekszego liscia i oddawal sie w spokoju swoim myslom czy nawet chrzaszczowym marzeniom. Gdzie mu tam w glowie podroze, wyzwania i podazanie za sloncem?

- Wroce na wiosne i wszytko wroci do normy - powiedziala Pani Wazka.

Wkrotce tez odbyla wazna rozmowe z Chrzaszczem. Pozegnala sie z usmiechem i zaplanowala podroz w wielkim stylu. Burmuch wrocil do swojej kryjowki. Smutniejszy jakis, bardziej przygarbiony. Tego dnia nawet marudzic mu sie nie chcialo. Slonco bylo wystarczajaco cieple, halas byl znosny, cisze nie byla nawet za cicha. Swiat obok Burmucha funkcjonowal normalnie ale jego maly wlasny kosmos niebawem rozpasc sie mial na kawalki. Nagle zdal sobie sprawe z tego jak ciezko pogodzic sie z nieuniknionym i jak niewyobrazalnie ciezko zaakceptowac nachodzace zmiany. Chrzaszcz Burmuch poczul sie nagle tak bardzo samotny. Fizycznie zlamany i psychicznie odarty z radosci. Poczul, ze cos sie konczy ale tez cos sie zaczyna. Burmuch dojrzal do zmian

W piekny pazdziernikowy poranek Pani Wazka starla reka kurz z parapet, postawila przeczytana ksiazke na polke i zapiela swoja niewielka walizke.  
- To juz dzisiaj - pomyslala. Z jednej strony czula ekscytacje i radosc z nadchodzacej przygody z
drugiej zas lekka malancholie. Pani Wazka postanowila jednak zamknac ten rozdzial zycia szybko i skutecznie. Tam gdzies przeciez czekalo na nia cieple slonce i niezwykle miejsca. Tylko tych wieczornych pogawedek bylo jej szkoda...

W umowionym miejscu czekala na zurawia taksowke. Wazka poprawila czerwona kokardke na glowie i zamachala do zblizajacego sie taksiaza. W tym samym momencie spostrzegla gramolacego sie Chrzaszcza. Targal ze soba mala podrozna torbe.

- Naprawde?- zapytala.

Burmuch sie tylko usmiechnal. Po chwili szybowali juz gdzies tam wysoko w chmurach przestronnych. Ku sloncu i ku przygodzie. Za to w  lesie i na polanie jesien juz niebawem rozpanoszyc sie miala na dobre.



zrodlo internet
"Is­tnieją dwa po­wody, które nie poz­wa­lają ludziom spełnić swoich marzeń.
Naj­częściej po pros­tu uważają je za niereal­ne. A cza­sem na sku­tek nagłej zmiany lo­su poj­mują, że spełnienie marzeń sta­je się możli­we w chwi­li, gdy się te­go naj­mniej spodziewają. Wte­dy jed­nak budzi się w nich strach przed wejściem na ścieżkę, która pro­wadzi w niez­na­ne, strach przed życiem rzu­cającym no­we wyz­wa­nia, strach przed ut­ratą na zaw­sze te­go, do cze­go przy­wyk­li" Paulo Coelho



Komentarze