Poludniowa Dakota - wyprawa



Nasza kolejna podroz zaczela sie od malych klopotow.
Po pierwsze auto. Nasz traktor zaniemogl i trzeba bylo wyslac go na przeglad. Wyslalismy wiec, nawet dwa razy. Niestety nie ma tutaj nikogo w stylu swietnych chlopakow z Irlandii, ktorzy zawsze potrafili naprawic wszystko szybko i skutecznie (ps. pozdrawiam was serdecznie). Okoliczni znawcy aut reprezentuja roznoraki poziom i jeden jest lepszy od drugiego. Pierwszy partaczy, drugi naprawia a trzeci zaglada i sie zastanawia dlaczego tak a nie inaczej? Nie wiem, nie znam sie, nie orientuje.
Po drugie granica. Owszem zaplanowalismy trase, sprawdzilismy gdzie i jaka granice trzeba przekroczyc, ale nie przyszlo nam do glowy, zeby sprawdzic w jakich godzinach granice sa zamkniete.  Z jakichs powodow wydawalo nam sie, ze przez granice mozna przejsc kiedy sie chce.  Dlaczego nie? 
Wstalismy rankiem, zapakowalismy dzieci, bagaze, namiot w kolorze nawiazujacym sentymentalnie do irlandzkiej wyspy, spiwory, poduszki...wszystko to co na wielka wyprawe do auta trzeba upchac. Pomknelismy....po kilkunastu kilometrach  uslyszalam dziwaczne stukanie...Taaa nic sie nie zmienilo, ryzyko wzroslo! Frustracje zaczely podskubywac doskonale nastroje. Od tego momentu przez jakies kolejne trzy tysiace kilometrow regularnie nasluchiwalismy odglosow dziwacznego stuku. Pan mechanik powiedzial, ze auto jest w porzadku i dotrze bez problemu w miejsce przeznaczenie, no to jechalismy. Trzeba przeciez komus w zyciu ufac.  Jimmiego pochwalic jednak trzeba, dal chlopak rade, nie raz nawet stanal w szranki w wyscigu z lepszymi modelami. Sposobem trzeba zasranca brac: glaskac kierownice i po cichu  rzucac tajemne zaklecia. 

Na granicy w Windygates  bylismy o siodmej rano i wpadlismy na wielka rozciagnieta przez droge brame. Tam sie wlasnie zorientowalismy, ze wrota  otwierane sa dopiero o dziewiatej. Zaklelismy siarczyscie pod nosem i zakrecilismy. Nie ma to jak bezsensownie nadrzucane kilometry, ale co bylo robic? Po prawej minelismy gustowny domek, w ktorym celnicy kanadyjscy rozpoczynali prace  poznym rankiem. Na ta chwile nikt nie byl nami zainteresowany. Mgla unosila sie nad dolina, slonce leniwie budzilo sie do dzialania i przeciagalo nad wzgorzem. Ptaki wyklocaly sie juz od switu i zupelnie nie przejmowaly sie chmara kolorowych wazek, ktore jak szalone szybowaly w zupelnie nieokreslonym kierunku.

Udalismy sie do do kolejnej granicy w Walhalii, ktora na szczescie otwierali o osmej rano :-) Ustawilismy sie za wielgachnymi tirami i czekalismy cierpliwie na swoja kolejke. Na pytanie po co zrywalismy sie skoro swit nie warto bylo nawet odpowiadac. Przejscie w Walhalii nie cieszy sie dobra opinia. Celnicy ponoc sie nudza i sprawdzaja wszystkich wnikliwie. My mielismy do czynienia z niezwykle milym panem, ktory zadal  nam kilka standardowych pytan, zajrzal do bagaznika, i z usmiechem zyczyl nam milej drogi. Milo bylo a i owszem, dlugo troche i goraco jak w piekle.  Nic to jednak...Zmiany krajobrazu, radosc podrozy i oczekiwanie na finalny efekt  gdzies tam w swiecie rekompensuje wszelkie minusy. Jimmy sunal do przodu, radio gralo, slonce swiecilo - no czego chciec wiecej?

W tym samym czasie w droge wyruszylo rowniez tysiace motocyklistow. Wszyscy oni zamierzali wziac udzial w 74 edycji najslynniejszego w Stanach zlotu motocyklowym  w Sturgis. Festiwal motorowy, o czym moglismy sie przekonac w trakcie naszej wyprawy, to nie tylko samo Sturgis.  Motocyklisci rozpraszaja sie w promieniu dwustu kilometrow, podrozuja wielkimi grupami, wszedzie tam gdzie mozna zobaczyc cos ciekawego, usiasc, pogadac, wypic piwo, zaprezentowac swoj lsniacy, najczesciej marki Harley Davidson, motor. Wiekszosc spotkanych przez nas bikersow wyroznial dosc zaawansowany wiek, brody, wielkie brzuchy, partnerki w w rowniez zaawansowanym wieku oraz wszelkiego rodzaju akcesoria zakupione w szeroko reklamujacej sie sieci Harley Davidson. Niektorzy wielbiciele motocykli, przywiezli swoje maszyny w specjalnie zamknietych przyczepkach, przymocowanych do ogromnych trailerow. Hitem wydaje mi sie byly prywatne tiry, ktore w swych przyczepach kryly motocykle i jak mniemam pol domu. Jak podalo radio z Rapid City w rejony Black Hills przyjechalo w tym roku okolo pol miliona wielbicieli motocyklowych wypraw. Trzeba przyznac tloczno bylo, glosno i dosc warkotliwie.

Dakota Południowa jest domem Mount Rushmore National Memorial, czyli ogromniastych czterech prezydentow ukutych w skale, Crazy Horse Memorial - poteznej rzezby, nad ktora ciagle trwaja prace, Badlands, Custer National Park, Wall Drug i wielu innych sztandarowych miejsc, ktore bedac w okolicy trzeba zobaczyc. Liczne muzea i ośrodki kultury w całym stanie przedstawiają historię i tradycje ludzi pochodzacych z Wielkiego Sioux Nation. Oprocz  tradycji, pieknej przyrody mozna tez dotrzec do dziwacznych miejsc jak Kadoka na przyklad. Ni to miasteczko ni to wies na dzikim zachodzie. Puste jakies, brudne zaniedbane z kilkoma dziwacznymi budynkami, mnostwem maszyn rolniczych porozstawianych to i owdzie,  tak zwanymi motelami zapraszajacymi cieplo turystow na tanie piwo, darmowe Wi-Fi i przyzwoite cenowo noclegi. Na samym wjezdzie do Kadoki prezy sie dziwacznie niepasujacy do krajobrazu nowoczesny Subway. O dziwo w Kadoce nie spotkalismy zadnego motocyklisty. Spotkalismy ich za to w innych miejscach i to w ilosci zatrwazajacej. Cdn...

Mapa








Komentarze

  1. Najbardziej podoba mi się ta preria (?) z górskimi szczytami w oddali. Podróżuję trochę razem z Wami. Fajnie byłoby przejechać chociaż fragment Stanów, szczególnie mojemu miłośnikowi aut amerykańskich, od lat się marzy. w Ameryce inaczej pojmuje się odległości, zgodzisz się ze mną? 1000 km nie brzmi dla Was groźnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rowniny amerykanskie sa ciutke mniej przygnebiajace niz kanadyjskie.Czasem sie cos wybrzuszy, w Kanadzie na preriach plasko jak okiem siegnal. 1000 to nic! Lekka rozgrzewka :-) Facet z pracy mi wczoraj zaimponowal opowiescia o 7500, ktore zrobil w dwa tygodnie: Chicago, Montreal, Nowy York....a Nowym Yorkiem sie zachlysnal. Mam wiec nowe marzenie. A marzenia rosna w miare przebytych kilometrow. Przemila Polka, ktora spotkalismy w Wallu powiedziala mi, ze od kiedy wyladowali w USA zdali sobie sprawe, ze swiat wcale nie jest taki duze, a w gruncie rzeczy maly. Wpadajcie! Milosnik aut amerykanskich mialby tutaj fun! gromnie duzo ludzi pasjonuje sie autami, czesto mozna sie natknac jak zmierzaja dluga linia na jakis kolejny zlot. :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz