Weekend z komarami czyli Grand Beach podejscie drugie

W tym roku wizerunek Piping Plover powinien
 zostac zastapiony poteznym komarem
Bardzo chcialam zobaczyc wodospad w Whiteshell Provincial Park, ale w zwiazku z zawirowaniami pogodowymi
(a jakze!) nie udalo sie. Cieplo,  ale burzowo i deszczowo  w Manitobie a a co za tym idzie powodziowo. Nasza rezerwcje zamienilismy wiec na Provincial Grand Beach Park, na terenie ktorego nie przewidywano dziwacznych zjawisk meteorologicznych.


Na Grand Beach dojechalismy w piatek po poludniu. Slonce juz w tym czasie gdzies sie zapodzialo, choc temperatura ciagle byla wysoka. Cicho bylo, jakos ciemno...no dziwacznie jednym slowem. Jakos inaczej niz poprzednio. I juz bylo wiadomo, ze fajniej byloby jechac w zupelnie inne, nowe rejony.

Niektorzy tak maja, ze lubia spedzac swoj wolny czas w ulubionym, jednym i tym samym miejscu. Dzialka za miastem, dacza w gorach czy nad morzem, cos co zapewnia spokoj ducha i podobne jak zawsze odczucie relaksu i ukojenia. Sa i tacy ktorzy maja swoja ukochana miejscowke gdzie udaja sie zawsze zgodne z rodzinna tradycja, zwyczajem i ustalonym harmonogranem. Dla nich zawsze najlepszy bedzie pokoik u pani Zofii, ten wlasnie ulubiony, w ktorym pani Zofia wiesza te same od lat, burgundowe zaslonki z falbanka u dolu. Uwielbiaja to samo zacienione miejsce w jej ogrodku, gdzie pod jablonka moga zafisnac w zawieszonym od lat hamaku. Obiady jadaja tylko w karczmie u pana Karola i ciesza sie na zrazy zapiekane z serem, bo przeciez tam sa najlepsze na swiecie. Innych zas satysfakcjonuje tylko podroz zagraniczna, w jedno i to samo sprawdzone miejsce. Majorka w rezydencji u Sama i Jane - zawsze tam, bo wysoki standard gwarantowany.Sam i Jane wyszykuja domek, zakupia butelke wina na powitanie i nawet zastosuja rabat cenowy dla stalych klientow. Moze to byc tez wyprawa do Hiszpanii, ale tylko w rejon znany i niezmiennie dla nich interesujacy.Dla niektorych nie ma znaczenia gdzie jada. Byle slonce bylo, basen przy hotelu i lezaki zagwarantowane. Opcja full inclusive z barem drinkowym tuz pod nosem. Inni zas nie usiedza na tylku. Plecak zarzuca i ruszaja w rytm wczesniej misternych ulozonych planow,bo przeciez tam gdzies za zakretem tyle ciekawych krajobrazow czeka.
  
Niewazne jak, ja zdecydowanie lubie poznawac nowe miejsca.  Lezac, biegnac, jadac czy wedrujac -  sposob wypoczynku ma w tym wypadku drugorzedne znaczenie. Nowe jest frapujace i zawsze inne od tego co poznalismy juz wczesniej.  Pierwsze wrazenia sa dla mnie najcenniejsze i najbardziej ekscytujace. Tajemnica, radosc poznawania, oswajenie. Ciagle wracanie w jedno i to samo miejsce, chocby nie wiem jak bylo interesujace  jest dla mnie jak zjadanie odgrzewanego kotleta - niby smakowite a jednak nie da sie porownac smaku ze swiezym, chrupiacym podanym prosto z patelni. I wiem, ze wiele miejsc ma w sobie mnostwo tajemnic, ale widocznie do takich gdzie chcialabym wracac ciagle i ciagle jeszcze nie dotarlam.

Odbieglam jednak od tematu...a my przeciez na Grand Beach jestesmy, gdzie walczymy z komarami i muchami, ktore jakiejs odpornosci na chemikalia nabraly. Nie dziala na nie nic, jak wampiry czepiaja sie czlowieka i puscic nie chca. Ognisko, swieczki, kadzidelka, spraye, kremy, zele....czego to czlowiek nie wymysli, zeby w gluszy przetrwac. Niedzwiedzi na szczescie nie spotkalismy, mimo, ze wedlug ostrzezen straznikow przechadzaja sie ponac po parku dosc swobodnie.


Sobotnim rankiem gdy mglawo bylo jeszcze troche, w pobliskim motelu zjedlismy smakowite szpinakowe z omlety z zurawina  i udalismy sie na krotkie wycieczki poznawcze.












Niedaleko od Grand Beach znajduje sie niewielka, aczkolwiek rownie urokliwa piaszczysta Patricia Beach. Oddalona jest nieco od glownej drogi i schowana za wygietymi drzewami. Plaza ponoc slynie ze spektakularnych zachodow slonca i ptakow takich jak na przyklad Piping Plover (siewka szara), ktore uwielbiaja osiedlac sie w tamtych rejonach. Napotkalimy tez tam zabawnie wygladajace ground squirrel czyli wiewiorki ziemne, a jedna nawet szczegolnie odwaznie pozowala do fotografii.




Niedaleko Grand Beach znajduje sie tez Powerview-Pine Falls. Zatrzymac sie tam mozna i popatrzec na spadajace z impetem hektolitry wody na tamie, na rzece Winnipeg. Rzeka niestety na ta chwile mocno rozlana podtapia rosnace niedaleko drzewa.





W upalna sobote Grand Beach ozylo. Setki miastowych turystow zrzucilo ubrania i z zamiarem schlodzenia rozpalonych cial wbieglo w zimne jezioro. Wniesli na plaze zapelnione po brzegi podreczne lodowy i rozpoczelo sie piknikowanie z prawdziwego zdarzenia. Zadziwiajace ile ludzie sa w stanie na plaze przytargac. Namioty, parasole, krzesla plazowe, maty, specjalne zestawy sportowe,radia, pistolety na wode, tysiace zabawek. Glupio sie wrecz czulam siedzac na mini kocu z ksiazka w reku. Frytki za to zjedlismy, wspomagajac tym samym dzialalnosc baru On The Beach.

Juz sie ciesze na inne, nowe , tym razem chyba zagraniczne doswiadczenia.











Komentarze