Poszerzamy horyzonty - o wyprawie do Grand Forks w polnocnej Dakocie

Grand Forks w polnocnej Dakocie to pierwsze miasto do, ktorego wpadlismy na kawe do USA. Zanim jednak wpadlismy musielismy przejsc granice, a granice przekroczylismy w oddalonym od 80km od Morden, Emerson. Przejsc w okolicy jest kilka, bo przeciez do Stanow jest stad jakis rzut beretem.  Wsrod tych wszystkich Emerson wydaje sie byc jednak jednym z wiekszych przejsc granicznych
i uchodzacym za dosc sprawnie obslugujace podrozujacych. Do Emerson prowadzi w wiekszosci  przyzwoita droga z Winkler a pozniej autostrada Lord Selkirk Hwy/MB-75. Za granica do Grand Forks jechac mozna juz autostrada numer 29 z nieco zwieszona predkoscia - 75 mil na godzine (120km/h). Na marginesie dodam, ze w Manitobie jezdzimy wolniej, na autostradach maksymalnie 100 km/h.

Na przejsciu zostalismy poproszeni na strone i udalismy sie do biura obok w celu sprawdzenia wiz, potwierdzenia naszej tozsamosci, sprawdzenia odciskow palcow, zapozowania do kilku fotografii i rozmowy na temat gdzie, po co i w jakim celu? Amerykanscy celnicy sa powazni, zdyscyplinowani i nie zartuja. Powaga musi byc. Pan celnik/straznik karteczki nam jakies wydal,uprawniajace nas do wielokrotnego przekraczania granicy, oplate pobral i zyczyl milego dnia. No i pomknelismy.

Grand Forks jest dosc sporym miastem, ktore polaczone jest z drugim blizniaczym Wschodnim Grand Forks, Minnesota,zwanym tez Greater Grand Forks a oba miasta laczy most. Takie jakby dwa w jednym. Obok Fargo i Bismarck to trzecie pod wzgledem wiekszosci miasto w North Dakocie.

Miasto jest schludne, ulice szerokie a domki stoja w rzadkach jeden obok drugiego. Trawniki wokol domow sa krotko przyciete, zadbane a wetkniete w dachy flagi furkocza potwierdzajac przynaleznosc narodowa mieszkanca domu. Centrum, zwane po ichniemu downtown dosc ciekawe, nie do konca jeszcze jednak przez nas poznane. Duzo zieleni, kwiatow...przyjemne nowoczesne miasto w prieriowym krajobrazie.

Tak sie zlozylo, ze ten weeked w Grand Forks obchodzono Art Festival. Centrum miasta zapelnily namioty wyposazone w roznego rodzaju cuda i cudenka artystyczne. Obrazy, zdjecia, rzezby z metalu, drzewne, odziez zakrecona artystycznie, bibeloty, produkty ogrodkowe, kuchenne...no czego tam nie bylo. Tysiace rzeczy ladnych, ale zupelnie niepotrzebnych. Wypracowalam u siebie metode omiatania wzrokiem, przeliczania na kilogramy, koszty wysylki i ilosc zbieranego kurzu. Ladne, super, fajne....zrobic zdjecie ...isc dalej. Czasem nie mozna zrobic zdjecia...rzut okiem, trudno ...i trzeba isc dalej. Tym sposobem obeszlismy kilkadziesiat straganow i usmiechajac sie szeroko powtarzalismy: No thanks. Wow, it is lovely, but no thanks.

Z Grand Forks wygonila nas ulewa. Jak to na preriach, nadciagnela chmura ktora rozkrecala sie powoli, aczkolwiek zdecydowanie. Niewielkie krople zmienily sie w radosny deszczyk, a pozniej juz w ulewe, ktora nie dawala zludzen na poprawe aury przez kolejne pare godzin.

Wrocilismy wiec szybko totalnie zaplakana autostrada 29. Na przejsciu granicznym straznik kanadyjski wykazal sie wieksza rezerwa i poczuciem humoru, zapytal:

- Na jak dlugo opusciliscie kraj?
- Kilka godzin.
- Gdzie bylyscie? Jakies zakupy? Cos do oclenia?
- Nie nic nie kupilismy.... (tu nastapilo zeznanie wyjasniajace)
 - Ale ....mam pytanko? Czy sa jakies produkty ktorych nie wolno nam   wwozic do Kanady?
- Bron, materialy wybuchowe. zwierzat, ale dzikich, domowe mozna...
- No nie! Mam na mysli produkty spozywcze.
- Spozywcze ogolnie mozna.
- I brak zakazow?
- Ogolnie brak. Milego dnia. 
Co do produktow, ktore mozna, a ktorych nie mozna i za jakie trzeba bedzie zaplacic ekstra podatek to sie jeszcze okaze. 

Juz za granica przywitaly nas rozmieszczone po przydroznych polach napisy w stylu God loves you. Od razu poczulismy sie jak w domu.

















Komentarze