Zakochana w Canmore

W piatek po pracy szybko zapakowalismy wszystko to co niezbedne i wyruszylismy w dluga podroz, ktorej celem byly gory skaliste – Rockies w Albercie. Wedlug mapy najbardziej znanej przegladarki na swiecie zeby dotrzec do celu musielismy przejechac 1456 km. Z Morden skierowalismy sie na Carman i Brendan, a stamtad juz gnalismy dosc szybko   autostrada Trans-Canada numer 1. Przejechac 1456 km to dla nas wyczyn nie lada. Po pierwsze dysponujemy fura nie pierwszej mlodosci i balismy sie ze nasz traktor gdzies tam po drodze padnie po drugie tak dlugiego dystansu nigdy nie robilismy, zwlaszcza noca, po trzecie to droga zupelnie w nieznane i nigdy nie wiadomo co sie po drodze trafi. O drogach w Manitobie nie ma za bardzo co opowiadac , bo stan ich jest dosc tragiczny. Trzeba sie cieszyc, ze w ogole sa, bo przeciez mogloby ich nie byc. Zwirowek jest pelno i niestety jezdzi sie po nich tak sobie. Dziury, pekniecia, rozpadliny...dosc czesty mamy do czynienia z  typem nawierzchni betonowej, takiej, po ktorej jezdzac ma sie wrazenie, ze przejezdza sie po niekonczacych torach, tutum, dadam, tutum, dadam...
 
Trzeba jednak przyznac, ze z Brandon jedzie sie juz komfortowo. Jedynka jest generalnie ok, zdarzaja sie odcinki gorsze i lepsze, ale ogolnie rzecz biorac jazda dwupasmowka jest w porzadku i nie ma co narzekac. Po drodze atakowaly nas lisy :), mgla i trafil nam sie pozar po przeciwleglej stronie autostrady. Darlismy jednak do przodu …jak szaleni.
 
Noca generalnie nie lubie jezdzic, bo oka nie ma na czym zawiesic. Nuda straszliwia trzeba sie koncentrowac na dwoch bialych liniach ciagnacych sie w nieskonczonosc. Jednakze przerwy trzeba robic, nogi od czasu do czasu rozprostowac i jakos idzie. Po jakims czasie zmeczenie nas dopadlo. Nie bylo wyjscia. Zjechalismy na mala drzemke i po godzinie czy dwoch wznowilimy nasza podroz w gory skaliste. Slonce niemrawo wstawalo za naszymi plecami. Staralo sie jakos przepchac przez nagromadzone chmurzyska. Prognozy pogodowe nie zapowiadaly sie dobrze, deszczowo mialo byc caly weekend.  
 
Preriowy krajobraz jest monotony do bolu. Pola, krowy, pola krowy i pola dla odmiany. W okolicy Swift Current pojawiaja sie lekkie wybrzuszenia, male pagorki, tak jakby ktos ponaciskal palcem ciasto drozdzowe tworzac lekkie wzniesienia na miekkim podlozu. Ladnie pozlozone jest pierwsze wieksze miasto w Albercie - Medicine Hat – “The Gas city” , gdzie mozna kupic najtansze paliwo na trasie. Niestety pozniej juz, az do Calgary pola, krowy, pola, krowy i tak zamiennie, badz wspolnie na jednej plaszczyznie. Z Calgary jeszcze ponad stowka i potem juz sa…zaczarowane, piekne, wyniosle gory Rockies.
 
Przez zupelny przypadek zarezerwowalam hotel w Canmore, kilka kilometrow od miasteczka Banff i Banff National Park w Albercie. Jak sie okazalo dobrze zrobilam, bo Canmore to fantastyczne miejsce , mniej oblozone turystycznie a Rockies i tak jakby na wyciagniecie reki. Canmore reklamuje sie jako ośrodek sportów zimowych, gdzie rozgrywane są zawody w biegach narciarskich, zaliczanych nawet do klasyfikacji Pucharu Świata. Canmore to miejsce gdzie domy kosztuja miliony i nabywcami sa, jak mozna sie domyslic ludzie bogaci. Piekne gorskie posiadlosci kupuja emerytowani hokeisci, celebryci, trenerzy sportowi i inne mega gwiazdy. Latem musi tu byc jeszcze piekniej. Kwiaty kwitna, slonce swieci, a w tle majestatyczne gory.  Wspanialosc gor skalistych trudno opisac, piekne sa po prostu niesamowicie. Zima czy latem mozna sie w nich tylko zakochac, bo w Canmore, niezaleznie od pory roku, zycie tetni po swojemu. Szkoda ze jestesmy tutaj tak krotko. Tyle do zobaczenia, tyle do zrobienia. Cudne miejsce. No nic, pozostaje nam kontemplowac na szybko.
 
 





 

Komentarze

Prześlij komentarz