Hu hu ha czyli u nas zima zla

Niektorzy sa mega utalentowani.
Niestety nie moje dzielo, ale inspirujace :-)
Zima w Manitobie jest zimna. Ktos kiedys powiedzial, ze mamy tutaj do czynienia z klimatem typowo kazachstanskim. Zima mozna odmrozic sobie kosci, stopy i mozg. Latem temperatura jest proporcjonalnie odwrotna - a pot leje sie po tylku. Jak mawia znajoma Irlandka, ktora zdecydowanie preferuje zimowe klimaty (?) lepiej sie ubrac niz lezac na podlodze w samych majtkach i bezskutecznie wyczekiwac na byle podmuch wiatru. Nie widze nic zlego w lezeniu na podlodze, nawet w samych majtkach, ale w ubieraniu kolejnej warstwy ubran juz zdecydowaniu mowie nie. Oczywiscie mozna zachowac mlodziezowa nonszalancje i nic sobie nie robic z aury na zewnatrz. Ostatnio spotkalam ucznia, ktory zmierzal do szkoly w T-shircie. Wlos mi sie zjezyl, czapke naciagnelam glebiej na uszy, spojrzalam i pomknelam czym predzej ku ogrzewanym pomieszczeniom. Ale jak wiadomo....w zdrowym ciele zdrowy duch, a w mlodym ciele buzuje swieza krew. Lokalni nie przejmuja sie zimnem, sniegiem czy mrozem. Wychodza z zalozenia, ze trzeba sobie radzic, bo przeciez i tak nie maja na to wplywu.

Auta,  na przyklad, maja specjalne wtyczki, ktore po podlaczeniu do pradu podgrzewaja olej w silniku. Co prawda padaja akumulatory, ale to chyba normalka przy temperaturze ponizej dwudziestu stopni. Nie raz nie dwa moje polskie auto sprawilo mi taka niemila niespodzianke podczas zimowej aury. Prosic trzeba bylo milych sasiadow o pomoc i pchalismy autko na raz, na dwa....az zalapalo. Tutejsze silniki sa ponoc mocniejsze, czasem jednak trzeba podladowac, przepalic – takie tam zimowe zabawy.

Zadziwiaja mnie tez bidne krowy, ktore stoja na pobliskim polu. To sa zapewne super kanadyjskie odporne na mroz zwierzeta, ale smutno mi patrzec na ich opruszone sniegiem grzbiety.

Od polowy listopada mordenowskie domy juz swietuja Boze Narodzenie. Mayor miasta,  oficjalnie zapalil ustrojona kolorowymi swiatelkami choinke. Strazacy wystrzelili figlujace na niebie sztuczne ognie a zgromadzeni mieszkancy mieli szanse skosztowac goracej czekolady i smazonych w ognisku marshmallows.  
 
Male M wzielo udzial w tak zwanym „cookie decorating party” gdzie wraz z kolezankami ustrajaly wczesniej upieczone ciastka. Male M wrocilo do domu nabuzowane cukrem i mila juz swiateczna atmosfera. Ze tez ja nie wpadlam na taki pomysl? Choc niestety musze przyznac, ze z swiatecznymi ciastkami, piernikami i innymi super drobnymi wypiekami swiatecznymi to ja jestem w tym roku bardzo spozniona, a wlasciwie tak jakby bez szans na realizacje.  Sernik chyba jednak bedzie. Twarog zamowiony przez kolege, kolegi, ktory ma wtyki u pani z farmy zajmujacej sie produkcja ponoc prawdziwego, niemal domowego twarogu. Mala rzecz a cieszy.
 
Z pozdrowieniami z krainy Krolowej Sniegu.

Komentarze