Po drugiej stronie jeziora...

 
Jezioro wielkie jak morze podeszlismy ostatnio z drugiej strony. Zawitalismy do miasteczka Gimli ktore slynie z wielkiej statuy wikinga , festiwalu islandzkiego oraz awaryjnego ladowania Boeinga 767 Air Canada. Gimli to kolejna miesciana przypominajaca charakterem  kurorty turystyczne moze tylko ciut nadszarpnieta zebem czasu. Gimli ma ladna sciezke nad jeziorem, uroczy port, w ktorym dziane dziadygi trzymaja swoje jachty, motorowki i inny bardziej,  badz mniej wypasiony sprzet wodny. Wieczorami wyciagaja swoje wielkie dymiace grille i imprezuja na pomostach. Wstep rzecz jasna tylko dla wlascicieli sprzetow plywajacych.


 
 
Z Gimli udalismy sie do Winnipeg Beach. Tu z kolei poczulismy sie ciut jak w kanadyjskim Ciechocinku.  Byly nawet tance i hulanki, podczas ktorych wczasowicze bujali sie w rytm elvisowskich piosenek. Do tanca przygrywal zespol, ktorego lider zdecydowanie zatrzymal sie w latach siedemdziesiatych.  Towarzyszyla mu makowa panienka i kilku innych muzykow, kazdy jakby nieco z innej epoki. Nie dalismy sie porwac tancom, klimat mimo wszystko nieco odlegly a i do ciechocinkowego wieku jeszcze nam troche brakuje.
 


 
 



Zarowno w Irlandii jak i Kanadzie, w parkach, w gorach, nad morzem, nad jeziorem czy innych turystycznie pieknych miejscach, widzielismy lawki z roznymi dedykacjami. Mysle, ze to bardzo interesujaca idea i niewatpliwie zaslugujaca na uwage. Jestem za i mysle, ze sama wolalabym  taka lawke zamiast tradycyjnego nagrobka. Najlepiej gdzies tam gdzie mozna podziwiac szczyty gorskie. Umiejscowienie lawki ma w tym momencie niesamowite znaczenie, podobnie z reszta jak i dedykacja. Przy odrobinie wyobrazni mozna by rzec "w lawke zakleta :-) ewentualnie ... w deske zakleta. No wlasnie w Winnipeg Beach mozna zamiast lawki  mozna wykupic deske w drewnianym pomoscie nad jeziorem. Mily gest z cyklu: ku pamieci.

 
 

Komentarze